PODSUMOWANIE PŁYT 2013 roku DarkEchoes.

logo

Przedstawiamy podsumowanie muzyczne 2013 roku naszych dwóch redakcyjnych kolegów.

Zapraszamy do lektury!

Nick Cave & The Bad Seeds – Push The Sky Away

Krystian Łuczyński – Na każde dzieło Cave?a czekam z niecierpliwością i ten jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. PTSA to biograficzna dawka twórczości Nicka, który wraz z The Bad Seeds tworzą sentymentalne, blues/jazzowe granie pod butelkę dobrego trunku. Mimo ukazania się albumu w pierwszej połowie roku to chętnie i często do niego wracam. Jedna z lepszych, jeśli nie najlepsza pozycja w tegorocznym zestawieniu.

Steven Wilson – The Raven That Refused To Sing (and the other stories)

Krystian Łuczyński – Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to najlepszy krążek Stefana w jego solowej dyskografii. Materiał jest równy, przemyślany, a dobór muzyków i ich własne rozwiązania w poszczególnych utworach sprawiają, że całość brzmi jeszcze lepiej. Osobiście żałuję, że nie słyszałem Wilsona na żywo w listopadzie. Relacje koncertowe przedstawiają wydarzenie w samych superlatywach, więc nie ma mowy o złym odbiorze krążka.

Igor Waniurski – Mam dysonans pomiędzy znakomitą oceną muzyki a nieco gorszą kierunku, jaki Wilson od kilku lat obiera. Słucha się wybornie, ale czemu to zmierza w stronę coverbandu King Crimson i Yes? Po artyście tej klasy oczekuję oryginalności i przekraczania granic. Robił to już i w Porcupine Tree, No-Man czy mniej znanych projektach. Teraz jakby przyjął rolę pokornego ucznia Roberta Frippa, co w tym wieku nie przystoi. Liczę na następną, kompletnie odjechaną i autorską płytę.

Roy Harper – Man & Myth

Krystian Łuczyński – Swoją obecnością na rynku Roy sprawił niespodziankę nie tylko starszym już fanom, ale i nowym słuchaczom. Pierwszy od trzynastu lat album studyjny nie sprawił muzycznej sensacji, ale krytyka nie przeszła wobec niego obojętnie. W artykule o płycie nie skupiano się na samym materiale, ale też i nad popularnością Harpera. Faktycznie, po zapoznaniu się z albumem takiego pokroju, na którym to ponad siedemdziesięcioletni już muzyk mimo swego wieku fantastycznie operuje głosem i tworzy fenomenalne utwory (z naciskiem na suitę!), trudno nie odczuć pewnego rozczarowania; dlaczego nie docenia się artystów tak wybitnych, a wciąż wspomina się gwiazdy minionych epok czy lansuje się zupełnie przeciętne grupy?

Dream Theater – Dream Theater

Krystian Łuczyński – Lubię DT. Naprawdę lubię. Zwłaszcza kilka pierwszych albumów, a w szczególności Metropolis, gdzie w końcu usłyszałem chwytliwe melodie, które nie kłóciły się z progresywną formą i technicznymi zapędami muzyków. Ale od dłuższego już czasu każdy album Petrucciego i spółki po prostu mnie nuży. Amerykanie zostali typowymi rzemieślnikami, którzy pracują nad strukturą utworu, brzmieniem, zapominając o jego odbiorze przez innych. I tak już po kilku minutach od odtworzenia płyty straciłem ochotę na przesłuchanie materiału?

Igor Waniurski ? Ostatnim rzutem na taśmę. Album słuchany w ostatnich dniach mijającego roku. W prywatnej opinii ?skreśliłem? ten zespół dawno temu. Od 2005 roku nagrywają powtarzalne, do bólu przewidywalne I nudne wypociny. Zadziwiająco jednak najnowszy album mi podszedł. Choć jest na nim zero świeżych dźwięków, to ten podróż przez ich karierę (tak właśnie rozumiem tą muzykę I brak tytułu płyty) przynosi dużo radości. Najlepsza płyta DT od niemal 10 lat. Z niecierpliwością czekam na koncert.

Blindead – Absence

Krystian Łuczyński – Blindead w przeciągu kilku lat wyrobił sobie miano zespołu, którego muzyka nie jest tylko dźwiękami wydobywanymi przez instrumenty. Siła polskiej grupy tkwi w pomysłowym koncepcie każdego albumu i koncertach, gdzie ważny okazuje się także obraz. Nowa płyta to ciągły rozwój zespołu, który podzielił fanów. Większe wrażenie wywarła na mnie poprzedniczka, ale i tak uważam „Absence” za udane wydawnictwo.

The Dillinger Escape Plan – One Of Us Is the Killer

Igor Waniurski – strzał między oczy. Najpełniejsza, najlepsza dla mnie płyta DEP. Jednocześnie chyba najbardziej przystępna. Wybitne.

Krystian Łuczyński – Mój osobisty faworyt na tegoroczne podium muzyczne. Z płyty bije niesamowita energia, a koncertowo wypadają wręcz perfekcyjnie. Grupa na tym krążku idealnie wyważyła melodię z ciężarem i progresją swoich utworów. Nieobecności na ich koncercie żałuję jeszcze bardziej niż na listopadowym występie Wilsona.

The Flower Kings – Desolation Rose

Krystian Łuczyński – W zasadzie to nie wiem, czy można napisać o tej kapeli coś oryginalnego. Od wielu lat zjadają własny ogon, zdarzają się im płyty gorsze, lepsze, ale tym razem zaserwowano nam wyjątkowo ciekawy materiał. Wiadomo, że album nikogo nie zaskoczy, to wciąż ta sama forma grania, ale słucha się jej naprawdę dobrze, a to najważniejsze.

David Bowie – The Next Day

Igor Waniurski – Za niespodziewany, sentymentalny powrót. Zero nowego soundu, ale za to ile radości. Świetna płyta. Do polecenia zwłaszcza w specjalnej edycji, która wyszła na jesień.

Black Sabbath – 13

Igor Waniurski – Podobnie, jak wyżej. Powrót w bardzo wysokiej formie, dopełniony wspaniałym koncertem w Pradze.

Deep Purple – Now What?!

Igor Waniurski – Znowu klasyk, też w kapitalnej formie. Płyta brzmi świerzo, momentami porywająco. Znacznie lepsza od 3 poprzednich.

Queensryche (ten z nowym wokalem)

Igor Waniurski – Zabierałem się do tego jak do jeża, a tu proszę, jaki mocny cios. Krótki, 35minutowy album, pozbawiony słabego kawałka. Nie jest przebojowe od pierwszego przesłuchania, ale jak już wejdzie, to nie chce wyjść.

Fish – A Feast Of Consequences

Igor Waniurski – Jak wyszło to wałkowałem na okrągło. Każdy numer tutaj się broni, nie czuć żadnych wypełniaczy. Świetne brzmienie, co nie jest regułą u Wujka. Doskonały materiał i najlepsza płyta Fisha od 10 lat (czyli raptem od 2 poprzednich ;>).

Editors – The Weight Of Your Love

Igor Waniurski – Dojrzały, wysmakowany materiał. Brakowało mi elektroniki i ciężkiego klimatu poprzedniego albumu…, ale tylko początkowo. Album robi duże wrażenie, ciężko będzie im go przebić.

Carcass – Surgical Steel

Igor Waniurski – Ja niemal nie znam klasyki tego bandu, ale nowej płyty słucha się wybornie. Czuję momentami, że sami traktują takie granie z dystanesm czy przekąsem, te dzwięki mają jednak miażdżącą siłę.

Krystian Łuczyński – Takie ?odgrzewane kotlety? czasami sprawdzają się dobrze, jeśli zespół nagrywa coś po długim czasie. Brak tu jakichkolwiek innowacji, a pomysły powielono nie z jednego, a z większości dotychczasowych płyt zespołu. Nie jest to jednak ujmą, materiał brzmi świeżo, a powrót na scenę można uznać za udany.

Cult of Luna – Vertikal

Igor Waniurski – Ciężki ale i porywający klimat od początku do końca. W okolicy Asymmetry Festival 5.0 słuchałem non stop.

Kylesa – Ultra-Violet
Igor Waniurski – Podobnie jak z Queensryche, posłuchałem dopiero niedawno. Zagrzało, zmiotło i na pewno nie pozostawiło obojętnym. Płyta jest wybitna i jej magię można odkrywać długo. W tych dość prostych dzwiękach jest tyle emocji, że wystarcza na kilka płyt Dream Theater ;).

Immolation – Kingdom Of Conspiracy

Krystian Łuczyński – Tym razem po kilku świetnych albumach pod rząd nadszedł nieoczekiwany spadek formy. Chociaż poprzednia epka również niespecjalnie trafiła w mój gust, tak na tej płycie wiele rzeczy mi przeszkadza. Brzmienie perkusji jest po prostu plastikowe, stopa brzmi nieco ?elektronicznie?, a po kilku przesłuchaniach w głowie nie został mi choćby jeden motyw. Dynamika utworów nie pozwala na chwilę oddechu, jednak już po pierwszym przesłuchaniu niechętnie do KoC wracałem. Obecnie wolę odpalić starsze dokonania, a o tegorocznym zapomnieć?

Gorguts – Colored Sands

Krystian Łuczyński – Mimo, że w tym roku death metal obrodził w wiele świetnych płyt, to jednak najlepsze opinie zbierają Kanadyjczycy. I nic dziwnego, bo Gorguts po dłuuuugiej przerwie nagrali to, czego oczekiwał każdy fan technicznego, inteligentnego, a jednocześnie brutalnego podejścia do muzyki. Ogromnym plusem dla mnie jest mały krók naprzód jeśli chodzi o styl grupy. Luc Lemay wprowadził wiele innowacji w brzmieniu, jednak zadbał o to, by wraz z pierwszymi dźwiękami Colored Sands można było stwierdzić, że to nadal Gorguts.

Ulcerate – Vermis

Krystian Łuczyński – Zero nowości, zero innowacji, zero świeżości- a krążek dosłownie deklasuje wiele kapel metalowych o dłuższym stażu na scenie. Zespół założony trzynaście lat temu namieszał swoją twórczością w wielu krajach, dość szybko zyskując popularność. Czwarty album Nowozelandczyków wydaje mi się jeszcze bardziej techniczny od poprzednich, zwłaszcza jeśli chodzi o grę gitarzysty. Nie brak tu zwolnień czy szybkich temp, kontrast jest bardzo wyraźny, ale płyta często zaskakuje rozwiązaniami. Jak dla mnie czołówka metalowa, nie dorównuje poziomem Gorguts, jednak z pewnością można uznać Vermis za jeden z lepszych albumów tego roku.

 

pozdrawiamy

redakcja DarkEchoes