The Saintbox relacja z koncertu w Arsenale, Klubie Festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty, 22.07.2012 r., Wrocław
Gdy kilka lat temu Gaba Kulka objawiła się scenie muzycznej, zrobiło się jakoś dziwnie. Nagle powiał odświeżający wiatr, rozpędzający zamgloną, zmanierowaną estetykę polskiej muzyki pop. Pojawiła się artystka, obdarzona nie tylko wspaniałym głosem (to się zdarza), ale do tego posiadająca osobowość, będąca JAKAŚ i w wyraźnym poważaniu mająca rodzime standardy promocji w szołbizie.
Osobiście karierę artystki śledzę od lat, z tym większym zainteresowaniem czekałem na występ najnowszego ansamblu, w którym się udziela. The Saintbox to skład powstały z inicjatywy Ola Walickiego i Maćka Szupicy. Pierwszy jest cenionym kontrabasistą jazzowym, kojarzonym z pomorską sceną yassową, drugi artystą multimedialnym, rzec można, którego obszar zainteresowania to muzyka, film, teatr czy sztuki wizualne. Gaba okazała się brakującym ogniwem, dopełniającym charakter projektu.
The Saintbox koncertuje rzadko, przed Wrocławiem odbyły się bodaj dwa występy. Nie wiem czy wszystkie wyglądały jak ten w Arsenale, ale jeśli tak, to nic dziwnego, że tak duża produkcja nie pozwala na częste spektakle. Skład muzyków uzupełniała perkusja i trzyosobowa sekcja dęta.
Wizualnie było intrygująco i przepysznie. Na scenie trzy duże ekrany z projekcjami wideo, zasłaniające muzyków, jakby byli w pudełku. Tak wyglądało to przez kilka pierwszych utworów. Gdy w końcu obsługa ściągnęła owe ekrany, odsłaniając zespół przed widownią, wśród publiczności wybuchł zryw entuzjazmu. Muzycy równo ubrani na biało, ładnie komponowali się z grą świateł. Gdy pod koniec koncertu, znowu pojawiły się ekrany, większość odebrała to z wyraźnym zawodem. Jednak wszyscy chcieli patrzeć na Gabę, a nie na projekcje wideo.
Artyści trzymali się oczywiście programu wydanej kilka miesięcy temu płyty. Wykonanie nie odbiegało specjalnie od studyjnych wersji utworów. Ta sama mieszkanka liryzmu, onirycznych, filmowych w duchu klimatów, z kilkoma mocniejszymi, wybuchowymi momentami, w których Gaba mogła wejść śpiewem na wysokie rejestry. Połączenie jazzu, elektroniki i bogato, acz stylowo zaaranżowanego popu, w nieco skandynawskim duchu. Głęboko brzmiący kontrabas, a obok niego delikatne, pojedyncze nuty piano Gaby. W podkładzie czasami ledwie zarysowane plamy dźwięków, a kiedy indziej jazzująca perkusja. Piękna muzyka zarażała ciarkami, choć myślę, że odbiór byłby jeszcze lepszy w zamkniętej przestrzeni niedużej sali koncertowej.
Skończyło się szybko, bo po godzinie. Więcej materiału The Saintbox na razie nie ma. Nie wiem, czy zespół planuje kolejne nagrania, ale koncert tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że powinien. Po podsłuchanych komentarzach publiczności, licznie zgromadzonej na dziedzińcu Arsenału, wnioskuję, że nie ja jeden chciałbym aby coś jeszcze wyskoczyło z tego pudełeczka.
Tekst pochodzi z serwisu pik.wroclaw.pl.
Igor Waniurski