Rhapsody Of Fire – Progresja 2012

Elvenking / Rhapsody Of Fire

Klub Progresja, Warszawa

19 kwietnia 2012 r.

Gdy wchodziłem do warszawskiej Progresji, trwał już w najlepsze koncert drugiego supportu, folkmetalowej grupy Elvenking. Znałem ich dorobek z pierwszych czterech płyt (od Heathenreel po The Scythe) i nie spodziewałem się rewelacji. Tymczasem panowie dawali konkretnego czadu, a liczna publika jadła im z ręki. Okazało się, że Król Elfów wyciągnął wnioski z porażki artystycznej ?Scyta? i nagrał po nim bardziej jednorodne stylistycznie, folk-powerowe albumy. Obejrzana przeze mnie połówka koncertu wypadła zdecydowanie pozytywnie, zarówno od strony muzycznej jak i wizualnej. Wszyscy dobrze się bawili. Jako, że występ w Warszawie był ostatnim przystankiem na wspólnej trasie Elvenking i Rhapsody Of Fire, tuszę, że muzycy zapamiętają trasę z jak najlepszej strony i szybko powrócą na scenę.

 

Ale niekwestionowaną gwiazdą wieczoru miało być Rhapsody Of Fire. Najbardziej lubiłem tę kapelę pod koniec zeszłego stulecia; w czasach, gdy heavy metal powracał do świetności po kilkuletnim spadku popularności. Niemiecko ? włoska szkoła power metalu wniosła cenny powiew świeżości i przysporzyła głównemu nurtowi wielu nowych fanów. Włoskie Rhapsody, podówczas jeszcze nie mające nawiązania do ognia w swej nazwie, było jednym z ciekawszych i bardziej oryginalnych zespołów. Grupa eksploatowała teksty w klimatach fantasy, zaś unikalny styl muzyczny opierał się chwytliwe melodie i aranże klawiszowo ? orkiestrowe. Piętnaście lat pobytu na rynku wywindowało Rhapsody na pozycję lidera pewnego nurtu muzycznego. Ale aż do bieżącej trasy nie był to zespół znany z porywających koncertów. Być może odejście w 2011 r. współlidera i gitarzysty prowadzącego Luki Turillego zmotywowało jego kolegów do cięższej pracy na scenach koncertowych ? Dość, że Alex Staropoli, Fabio Lione i ich koledzy przed bieżącą trasą zapowiedzieli dwugodzinne, przekrojowe show obejmujące wszystkie płyty zespołu. Wiadomość ta zainteresowała także mniej związanych z zespołem fanów, w tym również niżej podpisanego. Takiego show nie można było przegapić !!

 

I rzeczywiście, za ilością podążyła też jakość. Rhapsody brzmiało znakomicie, grało w znakomitym tempie, a Fabio świetnie sprawdzał się w rolach wokalisty i konferansjera. Można powiedzieć, że bez Turillego stanowią kolektyw opierający się w podobnym stopniu na gitarach, klawiszach i sekcji. Żadna z nich nie dominuje na koncertach, aczkolwiek bracia Holzwarthowie na bębnach i basie są z pewnością najmocniejszą sekcją rytmiczną w karierze zespołu. Czy w tej beczce power metalowego miodu znalazła się łyżka dziegciu ? Jeśli już, to tylko jedna. Rozumiem i akceptuję formułę muzyczną zespołu, ale pewną przesadą było odpalenie w różnych momentach koncertu przynajmniej trzech introdukcyj do utworów muzycznych. To, co dobre na płycie, nie musi być ponawiane w czasie występu na żywo.

 

Na koniec słówko o publiczności. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek widział takie tłumy w warszawskiej Progresji !! Klub był zapełniony w przynajmniej ?, a większość melomanów stanowili młodzi ludzie w koszulkach Rhapsody Of Fire, tudzież Sabatonu. Nie spodziewałem się aż takiego sukcesu komercyjnego imprezy, zwłaszcza, że nie widziałem wcześniej zbyt wielu plakatów rozwieszonych na mieście. Wszystko to jest szczególnie dziwne w kontekście wieści z Krakowa, http://www.metalmundus.pl/articles.php?article_id=3567 gdzie miało zjawić się przynajmniej cztery raz mniej fanów power metalu. Czy ktoś to potrafi wyjaśnić ?! Publika warszawska bawiła się doskonale, wyśpiewując przynajmniej refreny wykonywanych piosenek. Reakcje widzów zdecydowanie przewyższyły euforię na Elvenking i dały Rhapsody dużo satysfakcji.

 Fabio Lione kilkukrotnie przypominał nam podczas koncertu przyjaciela grupy, wybitnego angielskiego aktora Christophera Lee. Sędziwy król może być zadowolony ze swych minstreli i ich admiratorów. My zaś pewni jesteśmy jednego: dla takiego władcy jak on z radością wyruszylibyśmy w poszukiwanie szmaragdowego miecza. Najmiłościwszy Panie, czekamy na Twe wezwanie !

Michał Buszewski