Amerykańska supergrupa muzyczna przyjechała do Polski, a dokładniej do Łodzi, by sfilmować koncert na wydawnictwo z okazji 35-lecia zespołu. Dzień wcześniej odbyła się konferencja prasowa, gdzie członkowie zespołu opowiadali o szczegółach płyty i swoich odczuciach przed koncertem. Media jednak nie wypromowały dostatecznie eventu i ostatecznie łódzka Atlas Arena? świeciła pustkami. Tłoczno było jedynie pod sceną, miejsca siedzące zajęło najwyżej 200 osób. Szkoda, gdyż tego dnia muzycy dali fenomenalny popis swoich umiejętności.
Z małym, bo piętnastominutowym opóźnieniem fani usłyszeli perkusistę, na którego znak reszta grupy zaczęła show. Od sceny biła niesamowita energia, luz, a co najważniejsze- radość z grania. Lukather, Paich i Williams uzupełniali się wokalnie, wymieniając swoje partie, a utwory często przeplatały się w taki sposób, by każdy z nich co jakiś czas mógł wykonać swój kawałek. Po pewnym czasie Steve zaczął konferansjerkę i od razu swoimi słowami kupił publikę. Uśmiechnięty dziękował fanom, żartował z kolegów z zespołu, a utwory o ważniejszym przesłaniu zadedykował Jeff?owi Porcaro oraz krewnym. Tego wieczoru usłyszeliśmy między innymi White sister, On the wings of time, I?ll be over you, Carmen, Only you, Home of the Brave. Jednak, rzecz jasna, największy aplauz wśród publiki wywołały Africa, Holdthe line i Rosanna. Fani znali na pamięć całe teksty, momentami wyręczając wokalistów z ich pracy. Samo wykonanie kawałków powalało na kolana- muzycy solówkami i zabawą z publiką przedłużyli utwory o kilka minut i z pewnością nikt nie nudził się podczas tych zaplanowanych improwizacji. Pierwszy raz słyszałem Rosannętrwającą ponad dziesięć minut i myślę, że to najlepsza jej wersja.
Gwiazdami wieczoru byli bezkonkurencyjni na scenie Paich i Lukather. Każda z ich solówek (a praktycznie we wszystkich utworach pojawiały się dwie lub trzy) różniła się od reszty i często nie brzmiały tak jak na nagraniach. Muzycy postarali się, by koncert był wyjątkowy i sztuka ta udała się im w 100%. Podczas gdy Paich kierował melodie swojego fortepianu w stronę jazzu i bluesa (tu kojarzą mi się słowa muzyków King Crimson: ?To brzmi jak kot skaczący po fortepianie. Tylko kot nie wie, co robi, a Tippett tak.? Faktycznie momentami można było odnieść takie wrażenie, jednak nie jest to żadna ujma.), tak partie Lukather?a brzmiały jak czysty hard rock, ale grając ballady skłaniał się ku spokojniejszej formie. Steve był doskonały w swej grze i niekiedy jego popisy trwały po kilka minut. Osobiście uważam, że zespół wypadł lepiej na żywo niż studyjnie- słuchając dziś Toto IV czy Isolation brakuje mi energii i improwizacji muzyków.
Reszta muzyków również osiągnęła wyżyny formy. Basista podczas utworu Africa świetnie grał inne partie, które pasowały do utworu, a przy tym równocześnie zachęcał publikę do zabawy. Perkusista dał swój popis podczas bisów, gdzie jego solo wzbogacone gitarą i basem fenomenalnie połączyło dwa ostatnie utwory. Warto wspomnieć, że tego dnia Paich obchodził urodziny, a fani zaśpiewali mu głośne ?sto lat?. Nie krył wzruszenia, i z początku poważny, a z czasem z dystansem do siebie zaczął tańczyć, wywołując euforię wśród publiki. Zastanawia mnie jedynie motyw podnoszenia przez niego krzesła- gdy nie grał swoich partii zwyczajnie, stojąc przy tym obok swojego instrumentu, podnosił krzesełko fortepianu w górę i w dół. Możliwe, że miało to ukazać ?moc? utworów, gdyż robił tak podczas tych cięższych motywów. Cóż, sprawa pozostaje dla mnie nierozwiązaną?
Zespół dwa razy wychodził na bis, najpierw grając jeden utwór, a następnie po dłuższej przerwie fani doprosili się powtórzenia Hold the line z AmyKeys, udzielającą się w chórkach. Ostatnim kawałkiem zaprezentowanym w Arenie był Better World. Steve kilkukrotnie dziękował publice i uznał koncert za jeden z najwspanialszych. Ostatecznie, po ponad dwóch i pół godziny grania, muzycy zeszli ze sceny, a fani opuścili Atlas Arenę. Występ był fenomenalny, a nie dopisała jedynie frekwencja. Może to z powodu organizacji, słabego promowania wydarzenia (o tym, iż nagrywane będzie dvd, dowiedziałem się niedługo przed koncertem) lub zwyczajnie z ogromu dobrych eventów ostatnio w Łodzi. W każdym razie, myślę, że każdy wychodził z hali zadowolony i wiele osób czeka na płytę koncertową.
Krystian Łuczyński