Relacja z festiwalu Metal Hammer 2011

Metal Hammer Festival 2011, Katowice, Spodek, 10 sierpnia 2011

Dobry w relacjach nie jestem, więc mogą występować nieścisłości lub fragmenty dziwne.
Niestety ominęły mnie występy: Soulburners, Mech, Exodus, Morbid Angel.

__________________________________________________________________________

Kilka minut po trzynastej byłem już przy katowickim Spodku. Po drodze na dworze
można było spotkać fanów w koszulkach wyczekujących na niezapomniany wieczór, który takim się okazał
również dla mnie.
Pierwszą moją sprawą do załatwienia
było dowiedzenie się gdzie w Spodku znajduje się tzw.”akwarium”, czyli pomieszczenie w którym odbywają się wywiady (zapisany byłem na round table z Vader i konferencję z Judas Priest).Następna sprawa to zostawienie gdzieś plecaka ze sprzętem, jedzeniem, bluzą etc.
Depozyt kosztował bezzwrotnie 50zł, ale udało mi się zostawić moje graty przy konsolecie.
Z trybun wysłuchałem pierwszego polskiego zespołu, Animations, który miał dość nijakie nagłośnienie
i rozczarował mnie niestety brak numeru ?1989? z ich płyty ?Reset Your Soul?. W zespole była zmiana składu, bodaj
powrót wokalisty i repertuar był trochę inny na tym koncercie niż na wspomnianej płycie.

Następnych dwóch występów (Soulburners i Mech) nie było mi dane zobaczyć, tylko z korytarza Spodka słyszałem ?polskiego Ozzy?ego? z grupy Mech (podczas koncertu na scenę został zaproszony Jurek Styczyński z Dżemu i wykonał niezłą solówkę,  a gitarzysta Mech roztrzaskał o podłogę swą gitarę).
Później spacer przez korytarz Spodka, po drodze niegazowana woda za 6zł (!), potem stoisko z
gadżetami, m.in. koszulkami, stoisko z płytami (Media Markt miało swój ?wydział? w atrakcyjnych cenach.
Płyty z katalogu, dość obszernego.) Można było zaopatrzyć się
np. w jakiś remastered2001 Judasów po 30zł.

Czwarty koncert to brytyjska grupa (z nurtu New Wave of British Heavy Metal) Tank, która dała
niezły występ przed coraz bardziej zapełniającym się Spodkiem.
Następny koncert to nasi polscy weterani death metalu ? Vader.
Zaczęli od ?Devilizer?, zagrali Carnala, również Sothis, ale także nowy singel Come And See My Sacrifice. Grali jakieś 55 minut. Niesamowita energia i czad. Następnie odbył się wywiad ?round table? zespołu Vader, na którym
niestety zabrakło lidera, Petera.  (Panowie opowiadali m.in.: o najnowszym materiale zespołu, ich pracy, współpracy z liderem, pogodzeniem nagrywania z koncertowaniem)
W tym czasie trwał występ Exodusa amerykańskiego.

Było po godzinie 19:30 i ruszyłem na konferencję prasową z Judas Priest.
Przez całą długość Spodka, do Hotelu Olimpijskiego, który był ograniczony szlabanem, gdzie
wjeżdżały autokary (tzw. nightlinery) z zespołami.
Konferencja trwała  jakoś prawie 20 minut.
W czasie rozmów Scott Travis (perkusista) zaczął podpisywać
okładki (menadżer mówił przed konferencją ?bez autografów?, po czym jeden z fanów-dziennikarzy:
?jak to k***a bez autografów, no bez jaj!?, a później właśnie on zaczął wykładać na stół swój ?stuff?, poczym wszyscy fani-dziennikarze), podał Richiemu Faulknerowi (w kwietniu zastąpił K.K?a), a on
Halfordowi. Muzycy wypowiadali się na np. tematy tekstów, swoich najbardziej przyjemnych i nieprzyjemnych wspomnień z Judas Priest, każdy muzyk odpowiedział na to pytanie, na temat zakończenia działalności, jak mówili nie jest to ich ostatnie słowo i poprostu zwolnią, będą robić to co zawsze, ale na wolniejszych obrotach (Rob podał tu przykład, że właśnie dzień wcześniej byli w Berlinie, a dzięń po Polsce mają koncert w Budapeszcie.
Po konferencji ruszyłem spowrotem do Spodka, spotykając kilku
koników, sprzedających bilety po droższej cenie. Jeszcze przed Hotelem Olimpijskim spotkałem
kompanów Petera z Vadera, i również Nergala z Behemotha, który sobie strzelał fotę przy uwaga? harleyu
Halforda, gdzie także Spider z Vadera chciał uwiecznić chwilę widzenia z tak bliska tego legendarnego
motocyklu.

Ustawiłem się już w coraz gęstszym tłumie na płycie Spodka. Z głośników dobiegała pierwsza połowa
płyty ?Back In Black? AC/DC, a scena była już gotowa, kurtyna z napisem ?Epitaph? ustawiona. (Obecna trasa Judasów nazywała się właśnie Epitaph Tour)
Zrobiło się ciemno, ale jeszcze muzyka z płyty, Black Sabbath ? War Pigs, ludzie wokół
podśpiewywali ten już hymn metalowy ?Sabbathów?. To był świetny początek gwiazdy tego metalowego święta.
War Pigs się wyciszyło i rozbrzmiał Battle Hymn (introdukcja z Painkiller-1991). Nagle pierwsze dzwięki
płyty British Steel ? Rapid Fire, kurtyna opadła i? szok, szał, coś niesamowitego. Widziałem w akcji jeden z moich
najukochańszych metalowych zespołów, albo i w ogóle. Następnie Metal Gods, gdzie nagłośnienie się poprawiało,
i wspólny śpiew ?meeeetal gooods?. Następnie Heading Out To The Highway z albumu
Point Of Entry, potem nowszy utwór Judas Rising (na telebimie za muzykami odpowiednio pojawiały się
okładki płyt lub animacje). Rob Halford podczas tego utworu (ubrany w szatę oćwiekowaną) przypominał
nagranie z płyty Angel Of Retribution (2005). Tłum wokół mnie razem z Robem: ?Judas is rising??
Dalej było cofnięcie o kilkanaście płyt ? Sin After Sin z 1977 roku, tutaj usłyszeliśmy Starbreakera (później nastąpił jeszcze  jeden numer z tego albumu). Następnie o rok wcześniejszy Victim Of Changes z Sad Wings of Destiny, i jeszcze z pierwszej płyty Rocka Rolla ? Never Satisfied (Halford: ??tutaj (w sensie tego okresu) rozpoczęła się nasza przygoda?. Nastąpił czas na balladę, tak jak mówiłem jeszcze z Sin After Sin ? Diamonds And Rust, cover Joan Baez, pierwsza zwrotka i refren ? aranżacja wolna, akustyczna,
a następnie czadowanie jak na płycie.
Dawn Of Creation i Prophecy przedstawiały najnowszą jak na razie płytę Priestów, Nostradamus (2008 rok).
W tym czasie Halford ?wparował? w tunice z kapturem, a tłum wspólnie: ?I am Nostradamus?. Na telebimie
okładka płyty w animacji czterech stron.
Po tych ?nowościach? nadszedł czas na coś z Painkiller. Nie od razu tytułowy utwór, ale jakże niesamowity Night Crawler. Na pewno  jeden z piękniejszych momentów tego show, koncertu. Show bowiem dlatego, ponieważ muzycy zapowiadali, że tyle czasu, i w takim składzie nie
grali w Polsce, że zafundują nam prawdziwy heavymetalowy koncert. Były lasery, ognie, dym etc.
Później zabrzmiał Turbo Lover, z płyty dość słabo przyjętej, ale numer na żywo zabrzmałi świeżo, bardziej metalowo.
Night Crwaler był jednym z piękniejszych momentów a chyba najpięknieszym  Beyond The Realms Of Death,
z albumu Stained Class. Równe klaskanie, ktoś blisko mnie zodpalił zapalniczkę. Pięknie brzmiał ten utwór, tutaj było najbardziej widać i słychać to coś, co posiada ten jeden z najlepszych zespołów świata. Takiej grupy już nie będzie.
Następnie zespół przeszedł do kawałka z Defenders Of The Faith (1984). Liczyłem na Jawbreaker lub Freewheel Burning, ale zabrzmiał równie cudny The Sentinel. Później z albumów Ram It Down i Killing Machine
usłyszeliśmy odpowiednio Blood Red Skies i The Green Manalishi (with two pronged crown).
Najbardziej znany utwór Judasów odśpiewała? uwaga? publiczność, całość Breaking The Law zaśpiewaliśmy my.
Tutaj był ogromny szał. Zaraz potem ciemno, krótkie solo perkusyjne Scota Travisa. Często podrzucał
i ?żonglował? pałeczkami. Solo weszło nagle w Painkiller, na ekranie pojawiła się odpowiednia okładka
i już cały tłum leci z Painkillerem, szczególnie refrenem, wtórowanym przez fanów jeszcze przed festiwalem.
Judasi zeszli, krótka przerwa i pierwszy bis, czekałem na te utwory od kiedy poznałem początek płyty
Screaming For Veangeance. The Helllion (z łoooooo tłumu) i Electric Eye. Za muzykami spoglądało na nas wielkie oko (electric eye).
Następnie ciemność, dym, ryk silnika. Tak, to właśnie wtedy Halford wjechał na harleyu. Poszło
Hell Bent For Leather (z Killing Machine). Refren również świetnie zaśpiewany przez zgromadzoną publiką.
Ze Screaminga usłyszeliśmy jeszcze You?ve Got Another Thing Comin?, skakaliśmy i próbowaliśmy śpiewać refren z całych sił.
Między niektórymi nagraniami Halford ?prowadził? wokalnie tłum (dając usłyszenie możliwości wokalnych Roba), Yeah yeah yeah yeah, i cały tłum ośpiewywał.
Po You?ve Got Another Thing Comin? następny, już niestety ostatni bis ? Living After Midnight. Tutaj
polska publiczność pokazała, że umie się świetnie bawić, cała płyta podskakiwała i śpiewała (również trybuny). Pierwszą zwrotkę Rob zmienił i zaśpiewał: ?Katowice bout one a.m.?. Muzycy do tej piosenki zagrali takie zakończenie, że chyba
każdemu opadła szczęka, bo po koncercie nie od razu wszyscy ruszyli do wyjść.  Judasi: thank you? My również.
Po koncercie ludzie ładnie się rozeszli przez kilka wyjść. Jeszcze na dworze można było usłyszeć podekscytowanych fanów śpiewających ?living after midnight? (północ już była wtedy bliska, bo koncert skończył się o 23:45, czyli w sumie Judasi grali 2 godziny 15 minut).

Muzycy mają po 60 lat (chociaż Richie jest po 30, w kwietniu zastąpił KK. Downinga,
który grał w Judasach ponad 40 lat), a mają tyle energii, że?  Niesamowita forma i świetnie, że mają jeszcze wiele entuzjazmu i zapału do tego co robią. Po drodze ktoś jeszcze: ?judas is rising?. Niesamowite święto metalu.
Coś co każdy musi poczuć sam na sobie.
Było pięknie.

Łukasz Krawiec | DarkEchoes  Galeria