The Australian Pink Floyd show kolejny raz odwiedziło nasz kraj.
Tym razem na cztery koncerty/show. Od początku informacji o nowej trasie Aussiefloydów występy
te były zapowiadane bardzo obiecującą. Zespół głosił, że podwyższają sobie poprzeczkę,
tworząc coraz nowe wizualizacje, efekty światła, lamp, no i laserów. Ciekawostką również
jest, że zespół postanowił nagłośnić swoje show technologią surround.
Nam przyszło obejrzeć i wysłuchać Aussiefloydów podczas drugiego
polskiego koncertu tej trasy, w poznańskiej Arenie, 20.01.2012.
Liczba uczestników występu trochę nas zaskoczyła, zainteresowanie było naprawdę spore,
Arena była wypełniona prawie po same brzegi (trasa po Polsce obejmowała cztery występy).
Koncert zaczął się tuż po 20 i już od początku było widać, że oprawa świetlna
jest świetna i trzymająca się stylistyki Floydów, czyli bez żadnych przesadnych efektów.
Show rozpoczął „In The Flesh„. Nagłośnienie z utworu na utwór się polepszało, już
w czasie czwartego czy piątego numeru jak na Arenę było dość dobrze.
Po każdym utworze (niekiedy w czasie) publiczność udzielała się brawami, ale
także śpiewaniem, czy to w „High Hopes”, „Shine On You Crazy Diamond” lub „Wish You Were Here”
no i oczywiście w „Another Brick In The Wall”.
„In The Flesh” jak wiadomo śpiewa w oryginale charyzmatyczny Roger Waters. Basista
Australianów naśladowując manierę wokalną Watersa odśpiewywał partie tego
muzyka Floydów.
Z lewej strony sceny stał gitarzysta (niekiedy również grający na klawiszach), który ma bardzo
zbliżony głos w wokalu do niezastąpionego Davida Gilmoura.
Niektórym osobom dobór utworów zbytnio nie przypadł. Faktycznie po „In The Flesh” trochę
nie pasował „Take It Back„, który jest z innej epoki Floydów [In The Flesh to opening
klasycznej „Ściany” a Take It Back (z laserami) to nagranie z najnowszej płyty podpisanej
jako Pink Floyd, czyli „The Division Bell” z 1994 roku].
Jako czwarty numer muzycy zagrali, jak mówili nie często grany „Set The Controls
For The Heart Of The Sun” z wczesnej płyty Pinków ?A sSaucreful Of Secrets?. Świetnie
im to wyszło, publiczność również zrozumiała wyjątkowość tego fragmentu show i gromko
odklaskała. ?Set The Controls For The Heart Of The Sun? zabrzmiał naprawdę potężnie, psychodelię świetnie
się czuło, bo jak wiadomo to nagranie właśnie pochodzi z okresu Floydów psychodelicznych,
co później się zmieniało.
Solówka z „High Hopes” również bardzo dobrze zabrzmiała, grana tak jak na płycie na gitarze
slide. W ?Another Brick In the Wall? panowie sobie poimprowizowali, grając o wiele
dłuższe solówki w tym nagraniu, podobno nie wszystkim to się spodobało, bo ludzie
oczekiwali Floydów zagranych jak na płytach. Gitarzysta po prawej stronie najpierw zagrał
pierwotne solo Anothera, a potem improwizację na przemian z klawiszowcem, który
brzmiał podobnie do niesamowitego, niestety nieżyjącego już Ricka Wrighta.
Również podczas ?Another Brick In The Wall pt.2? ze sceny spoglądał na nas nauczyciel z klipu tegoż utworu.
Po godz. 21 nastąpiła 15 minutowa przerwa.
Po niej zabrzmiała część poświęcona Sydowi Barretowi. Najpierw fragmenty jego nagrań, na kołowym wyświetlaczu z tyłu sceny pojawiały się zdjęcia Syda, a następnie „Shine On You Crazy Diamond”.
Co do tego telebimu/wyświetlacza – był jak najbardziej floydowy, wokół były lampy,
a w czasie koncertu wyświetlane odpowiednie grafiki i klipy.
Po ?Shine On You Crazy Diamond? zabrzmiał ?Astronomy Domine?, z okresu Syda.
A następnie z Dark Side Of The Moon genialny ?Time? zagrany bardzo poprawnie.
Później ?The Great Gig In The Sky? i kobiece wokalizy.
Rozkład PKP niestety nie ułożył się dla nas szczęśliwie i ostatnim utworem
jaki usłyszeliśmy był ?Us And Them?, także z ?ciemnej strony księżyca?, bardzo dobrze odegrany.
Powtórzę się – światła odgrywały bardzo ważną rolę, pomagały wprowadzić we floydowy klimat
i atmosferę. AussieFloyd to naprawdę świetni muzycy i jeśli żyjący członkowie Pink
Floyd się nie dogadają co do grania koncertów to TAPFS jest jak najbardziej
dobrą forma spróbowania przeżycia fenomenu Pink Floyd. Chociaż oczywiście
pamiętajmy, że to tribute band. Samych Pink Floyd nikt nie dogoni.
Ekipa DarkEchoes