Moonspell – Wrocław, 29.10.2015

Z czym kojarzy się Portugalia? Słońce, owoce morza i niegdyś znakomita piłka nożna. Do tego zabytki i oceaniczne plaże, będące miejscem pielgrzymek rzeszy turystów, również z naszego kraju. Ktoś bardziej ukulturalniony zwróci pewnie uwagę na fado. Będzie to dobry trop naprowadzając na bohaterów niniejszej relacji, gdyż ta melancholijna muzyka kontrastuje nieco z pocztówkowym wizerunkiem najdalszego zakątku Europy.
Tym bardziej odległa od tego wizerunku jest muzyka Moonspell, najbardziej znanej grupy metalowej (rockowej w ogóle?) z Portugalii. W dodatku, zespołu uwielbianego w Polsce od samych początków działalności.

Jakby ktoś przespał ostatnie półrocze, Portugalczycy wydali na początku roku kolejny już album, zresztą bardzo udany, „Extinct”. Tym razem zaoferowali nieco spokojniejsze, bardziej melodyjne dźwięki, które wskazują na silniejsze niż zwykle inspiracje Fields Of Nephilim czy The Sisters Of Mercy.


Dźwięki płynące ze sceny delikatne jednak nie były. Od pierwszego „Breathe (Until We Are No More” z promowanego albumu, publiczność poddała się charyzmie Fernando Ribeiro i jego kolegów. Moonspell zawsze mógł liczyć u nas na świetne przyjęcie, nie inaczej było i tym razem. Do ostatniego zagranego utworu (niestety koncert był trochę krótki i brakowało niespodzianek, jakie zdarzało im się grać podczas innych sztuk na trasie, na przykład „Raven Claws”) udało się zachować napięcie i tę ekscytację, która nie pozwalała spoglądać na zegarek.

Młodzi stażem fani pewnie cieszyli się na dużą liczbę nowych kawałków, których usłyszeliśmy aż sześć. Starsi również nie powinni się czuć potraktowani po macoszemu, gdyż muzycy zdecydowali się na obszerny wybór z dwóch, najbardziej docenianych w naszym kraju płyt: ?Wolfheart? i ?Irrelugious?. Była więc „Vampiria”, było „Opium”, „Ataegina” czy „Mephisto”. Niestety wyjątkowo mało reprezentatywnie podeszli do materiału z ostatniego dziesięciolecia, usłyszeliśmy jedynie przebojowe „Everyting Invaded” oraz „Night Eternal”.

Wspomnianą już niedogodnością był dla mnie czas koncertu ? skończył się dużo szybciej, niż bym sobie tego życzył. Osiemdziesiąt minut muzyki dla zespołu, który ma na koncie dziesięć płyt to trochę mało, przyznacie chyba sami. Niektórzy mówią jednak, że niedosyt lepszy od przesytu, a że jakość koncertu była znakomita, z niecierpliwością czekam na możliwość kolejnego spotkania z Portugalczykami.

Tekst: Igor Waniurski

Wideo: youtube.com