Demony, czarodzieje i karmazynowy król.

The Crimson ProjeKCt w warszawskim Palladium 19.03.2014

 _DSC1239_filteredKarmazynowy Król na wizytę w Polsce kazał fanom czekać przeszło jedenaście lat; ostatnie ich show miało bowiem miejsce w 2003 roku w Warszawie. W tzw międzyczasie muzycy nie próżnowali, tworzyli w różnych konfiguracjach, wydawali osobne płyty, dawali koncerty jako stick i power trio. Oficjalnie zespół King Crimzon został rozwiązany przez lidera Roberta Frippa w 2010 roku, a reaktywował go ponownie 3 wiosny później. Jak wiadomo fanom formacji, każdy reunion King Crimson wiąże się ze zmianami w składzie. W nowej wizji kapeli charyzmatyczny lider nie widzi Adriana Belew, a stołek wokalisty zająć ma Jakko Jakszyk, który współpracował z muzykami w wydanym w 2010 roku Scarsity of miracles. Szczerze mówiąc nie wiem, czy wyjdzie to legendzie na dobre – Belew obecny był w zespole od wydania Discipline, jego osobę wiąże się głównie z King Crimson, choć gitarzysta koncertuje solowo i udziela się sesyjnie u inych artystów. Z drugiej strony formacji tej zawsze towarzyszyły eksperymenty, progres i ciągła improwizacja, a wraz z każdą zmianą składu Fripp udowadniał, że do realizacji jego pomysłów potrzebne były osoby o określonych umiejętnościach i preferencjach muzycznych. Uznajmy ,ze to „licentia poetica” ? nie nam o tym decydować, my możemy jedynie oceniać.

_DSC0828_filtered_DSC0857_filtered_DSC1046_filtered

Obecne wcielenie ProjeKCtu, dodać należy ,że za pełną akceptacją Frippa, to podwójne trio, czyli pomysł wykorzystany już podczas nagrywania ?THRAK? w latach dziewięćdziesiątych – dwa zestawy perkusyjne, chapman stick, bas, gitara elektryczna i touch guitar. Jedno trio to Stick Men, w skład którego wchodzą Pat Mastelotto, Tony Levin i Markus Reuter (zastępujący Michaela Bernier). Drugie- Power trio – to projekt Adriana Belew, Julie Stick i Tobiasa Ralpha.

_DSC1045_filtered_DSC1188_filtered _DSC1197_filtered

Koncert rozpoczął się zaraz po godzinie dwudziestej, a pierwszy na scenie pojawił się Markus Reuter. Nie śledziłem wcześniej uważnie Stick Men, ale styl wspomnianego wcześniej muzyka zaintrygował mnie. Reuter korzysta z zaprojektowanej przez siebie U8 Touch Guitar, którą podpina do laptopa, co daje mu tysiące możliwości modyfikacji dźwięku, a mimo tego w swoim boardzie posiada sporą gamę nożnych efektów. Nie tylko ja zostałem zahipnotyzowany jego przedstawieniem, gdyż cała zgromadzona publika teatru Palladium milczała, chyba zapominając o tym, iż na scenie obecny jest tylko jeden z sześciu muzyków Projekctu. Po dość długiej improwizacji na scenie pojawili się Mastelotto oraz Ralph, a koncert wcale nie zmienił swojego oblicza – perkusiści nie trzymali się struktury utworu odgrywając z pełnym luzem ?B?Boom?. Całość ciągnęła się dalej, jednak już przy akompaniamencie obu trio. Przy pierwszych dźwiękach gitar i basu odgrywających kontynuację ?B?Boom? ? ?THRAK? – na sali zapanowała euforia. Myślę, że średnia wieku publiki stanowiła około trzydziestu, trzydziestu pięciu lat, a pewnie duża jej część znała muzykę King Crimson już w swojej młodości. Sam koncert, jako całość, był ciekawym doświadczeniem. Fani z pewnością znali teksty, zachowania sceniczne muzyków, repertuar, którego spodziewali się w zmienionej formie, a jednak wszyscy zachowywali ciszę, nie śpiewali razem z wokalistą i w skupieniu podziwiali spektakl, bo tak z pewnością określić można występ wirtuozów. Nie boję się użyć tego słowa w stosunku do muzyków Crimson Projekct, gdyż ich umiejętności zdecydowanie przewyższają współczesne gwiazdy technicznego grania, które nie prezentują swojego muzycznego wykształcenia z takim luzem i dystansem jak członkowie double trio. Tego wieczoru równie ważny jak zmysł słuchu był zmysł wzroku. Obserwując muzyków każdego z osobna, odniosłem wrażenie, iż dźwięki układające się w utwory docierają do słuchaczy w specyficznie niezwykły sposób. Tak jakby muzyka nie wydobywała się z instrumentów, a bezpośrednio z samych wykonawców. Bijąca od członków ProjeKCtu powaga, skupienie towarzyszące skomplikowanym rytmom, przeradzające się w pozornie zgryźliwe dysonanse, tworzyła niepokojący klimat, co było widać również na twarzach zgromadzonych fanów.

_DSC1467_filtered

Bywały i momenty rozluźnienia, jak np. podczas Dinosaur czy genialnie zagranego Three of a Perfect Pair. Belew czuł się najpewniej właśnie w utworach pochodzących z lat osiemdziesiątych, ale nie zabrakło także jego autorskich kompozycji. Warto nadmienić, iż koncert podzielony był na materiał ogrywany przez wszystkich muzyków, ale trio występowały też osobno. Stick Men Tony?ego Levina zaprezentowali między innymi Crack in the Sky, Cusp i utwór pochodzący z albumu Open zatytułowany Open pt. 3, który opierał się w większej części na improwizacji. Pozostali muzycy, z Adrianem Belew na czele, zagrali e, Young Lions, i b. Dla mnie niespodzianką był Breathless autorstwa Roberta Frippa w repertuarze Stick Men.

_DSC1316_filtered

Już pod koniec na scenie zabrzmiał zagrany na dwa zestawy perkusyjne Red i to był najmocniejszy punkt wieczoru. Po tym klasyku zaserwowano jeszcze Indiscipline i po ponad dwóch godzinach z muzyką King Crimson muzycy zaczęli żegnać się i dziękować publice za przybycie. Niestety, w tym momencie muszę zakończyć swoją relację.  Udręką koncertów poza miejscem zamieszkania jest właśnie transport publiczny, rzadko kiedy zsynchronizowany z koncertem, który jak w tym przypadku wymyka się ustalonym konwenansom i ramom czasowym.  Jednak wiem, iż po moim wyjściu Belew odegrał zwrotkę In the Court of the Crimson King, a później wszyscy muzycy wykonali Elephant Talk i Thela Hun Ginjeet.

 Podczas koncertu nie było słabych punktów, to absolutnie najwyższa pólka grania na żywo, ale myślę, że to oczywiste jeśli w skład zespołu wchodzą sami wirtuozi. Nie wiem, czy nawet na siłę byłbym w stanie doszukać się jakiegoś minusa w repertuarze czy grze muzyków. Nie bywam często na koncertach, jednak myślę, iż właśnie ten wieczór będzie dla mnie wyjątkowy. Nie chodzi tu tylko o sympatię do muzyki King Crimson i muzyków związanych z kapelą. W całym retrospektywnym materiale, zaprezentowanym kilka dni temu w Palladium, dostrzec można było coś więcej niż tylko muzykę, było tam mistrzostwo, pasja, magia, radość grania bez ograniczeń, ogromna przestrzeń dla każdego z wykonawców, dana sobie nawzajem, czego na płytach nie można znaleźć.

_DSC1219_filtered

Wiadomo, że jesienią będziemy mogli liczyć na powtórkę – w odświeżonym składzie, na dodatek z samym Frippem!

Miejmy nadzieję, że zostaniemy zaproszeni na Dwór Monarchów sceny muzycznej .

 

 

 

tekst: Krystian Łuczyński

foto: Justyna „justisza” Szadkowska

Pełną galerię z koncertu można obejrzeć na blogu autorki.