Clan Of Xymox w Szczecinie – tribute to Tomasz Beksiński

Clan Of Xymox – tribute to Tomasz Beksiński…

 Tomasz Beksiński i jego cudowne wieczory i audycje w Polskim pr.III … ?Romantycy Muzyki Rockowej?,  ?Wieczór płytowy? itd.  Czasy dawne, czasy niezwykłe i niezapomniane… 

DSC_0081

Tym skromnym tekstem chciałam złożyć hołd lub może przypomnieć (przybliżyć) człowieka,  który zmienił życie moje i wielu innym, pokazując oblicze muzyki, którą to prezentował na antenie radia, w absolutnie intymny sposób zapraszał nas do swojego królestwa wrażliwości, pozwalał nam wejść do swojej duszy, czującej w nieprzeciętnie niepowtarzalny sposób.  Potrafił z głośnika radia zmieniać i naprawiać świat, pomagając w tamtym czasie wielu młodym, zagubionym duszom odnaleźć drogę do odczuwania czegoś więcej niż tylko chwytliwej melodii czy nowości z list przebojów. W fenomenalny sposób przekazywał teksty czytając je na antenie, zarażając słuchaczy nie tylko muzyką ale i treścią, malując zupełnie jak jego ojciec, przedziwnej urody obrazy, w wielu skulonych beznadzieją czasów, duszach młodych ludzi. 

Chciałabym czasem wrócić do tych lat, gdy leżąc na dywanie w pokoju pogrążonym w ciemności z wypiekami na twarzy spijałam każde słowo z ust Tomka Beksińskiego, mówiącego o Ultravox, Spandau Ballet, Visage, Joy Division, Soft Cell, Talk Talk, Dead Can Dance, Clan Of Xymox, The Sisters Of Mercy i wielu wielu innych. Teksty, które tłumaczył Tomek nadawały jakiejś niesamowitej magii i czarnej poświaty, muzyka stawała się obrazem, a treść stawała przed oczami jak żywa.
Są wśród nas ludzie, którzy znają te magię, zdołali się zarazić wirusem rozpowszechnionym przez Tomka Beksińskiego i całymi ?sektami? przybywają na koncerty takie, jak ten w Szczecinie, w Alter Ego…

… a na koncert kultowej w Polsce kapeli Clan of Xymox przybyła cała gotycka rodzina.

 Tak, mnóstwo znajomych twarzy, stara dobra ekipa, sekta?
Czarna, mroczna z powierzchowności, wierna publiczność zespołu i … myślę że spokojnie powiem, że na koncercie można było spotkać przede wszystkim spadkobierców muzycznej krucjaty Tomka Beksińskiego.

Więc czy może dziwić, że koncert COX był w założeniu kameralny i wręcz niedostępny dla niewtajemniczonych? Był… DSC_0135wręcz intymny zarówno w zapowiedziach, jak i w atmosferze. Nie było tam przypadkowych ludzi, nie było biletów, nie było planu strategicznego, komercji i liczenia zysków… To było spotkanie wyjątkowo subtelnej natury, rodzinne i zamknięte. Wszystko co się tam wydarzyło, było obliczone na dotarcie wprost do każdego z obecnych, wręcz po imieniu, z dedykacją dla każdego kto wysłał maila do Dariusza i otrzymał odpowiedz pozytywną – zapraszam Cię na jedyny w swoim rodzaju koncert!

Clan Of Xymox to zespół legenda, bez względu na to czy okupuje listy przebojów czy nie, jest niezwykle ważny dla wielu z nas, nie dziwi więc fakt , że cała pula biletowych rezerwacji w klubie Alter Ego szybko została wyczerpana…

Niewielki, lecz klimatyczny klub Alter Ego przywitał wszystkich w zaśnieżoną styczniową sobotę przyjaźnie.
Intuicyjnie wiedziałam, że muszę zająć strategiczne miejsce, bo podczas koncertu nie będzie mi dane łażenie pod sceną i swobodne fotografowanie…
Przygotowałam sobie krzesło , by móc z podwyższenia robić zdjęcia i ulokowałam się w prawym narożniku sceny, która zdawała się być zaledwie pudełkiem po butach w porównaniu do scen na jakich dane było występować COX . Czy to ważne? Nie wiedziałam tego, do momentu jak weszli przeciskając się przez zgromadzony tłum około godz. 23.00. Tak! W tym dniu wszystko było niezwykłe, łącznie z godziną rozpoczęcia koncertu. Nie, nikt nie  narzekał, nie komentował, nie utyskiwał, ludzie tańczyli w takt prezentowanych miksowanych kawałków rodem z audycji Tomka od godz. 20.00. Przerażało mnie nieco niebieskie światło, które świeciło na scenę, wkrótce miało się okazać, że tak pozostanie do końca występu. Okazało się również , że muzycy nie reagują alergicznie na raz, po raz błyskający flasz z dwóch , trzech aparatów. Okazało się też , że to sami oni prosili o niebieskie światła, aby nie komplikować życia akustykowi , który w dość klaustrofobicznych warunkach miałby nieco utrudnione zadanie sterowania jeszcze światłem.

Na scenie pojawili się Ronny Moorings, lider zespołu i założyciel zespołu (wokal, gitara), Sean Goebel (klawisze) i Mario Usai (gitara). Mówiąc szczerze nie śledziłam przez ostatnich kilka lat wydarzeń z życia zespołu, więc nieco się zdziwiłam brakiem dziewczyn… Szukając potem różnych filmowych fragmentów z koncertowych występów w Polsce okazało się ze zespół pokazał się z tej dość okrojonej strony w Łodzi na koncercie w Dekompresji rok wcześniej. To syntetyczne granie wcale mi nie umniejszyło doznań ani emocji. Od początku uderzyło mnie doskonałe brzmienie ? brawa dla akustyka! – i fenomenalna forma wokalna Ronny’ego.

Pewne rzeczy się nie zmieniają… Na początek dostaliśmy ?Stranger? kawałek z początków kariery. Moc wylała się z muzyków, a wśród publiczności zagościło podniecenie i entuzjazm.  ?Love Got Lost?, ?She Did Not Answer? i ….. absolutne ciary i wszystko co tylko można sobie wymarzyć podczas utworu ?In Love We Trust?… cóż za przepiękny kawałek!  Dostaliśmy też ?Delete? oraz melodyjną ?My Chicane?, pojawiły się też klasyki w rodzaju ?Jasmine And Rose? oraz ?Farewell?.  Potem ?A Day? zaśpiewane wraz z publiką i ?The World? ? chyba mój ulubiony kawałek Xymoxów w ogóle…

Muzycy wyluzowani, pogodni i przyjaźni. Ja ostatecznie wylądowałam na pianinie robiąc zdjęcia przez cały koncert, przeszkadzając muzykom flashem. W odwecie trącana byłam gryfem gitary obsługiwanej przez Mario, co zupełnie mi nie przeszkadzało, ba wręcz przeciwnie. Taki kontakt przywodzi na myśl początki kariery zespołów, kiedy to ważne jest, jak publika reaguje na muzykę usłyszaną po raz pierwszy. Tego wieczoru była to dla zgromadzonych nagroda, zagrali dla nas na wyciągnięcie ręki, dosłownie i absolutnie prawdziwie, każdy gest, każdy grymas był skierowany do każdego z nas i dla każdego z nas czytelny i jasny. Stróżka potu cieknąca po skroni, zaplątany kosmyk włosów niesfornie łaskoczący w dziurkę nosa, plącząca się pod butem kartka z set listą, namolna fotografka z flashem lub koleś stawiający kufel piwa na głośniku… To mieliśmy My, to mieli ONI.

DSC_0369

Nie zabrakło kawałków z najnowszego albumu ?Kindred Spirits”, jak sam Ronny mówił ?pobocznego? wydawnictwa ze zbiorem coverów będących inspiracją dla zespołu we wczesnej karierze. ?Venus? – Shocking Blue oraz wspaniały ?Heroes? – Davida Bowie.

Zespół był rozbawiony, a doskonałe humory przekładały się na to co mówił Ronny ze sceny. Po zakończeniu podstawowej części koncertu stwierdził iż bez sensu będzie przepychanie się przez tłum do ?garderoby? , by zwilżyć usta wodą i wrócić znów na scenę. Musimy sobie wyobrazić, że już zeszli i teraz pozostaje już tylko hałas i oklaski, które powinni usłyszeć aby znów wyjść na bis ! Tak zrobiliśmy i zespół ?pojawił się? na zagranie bisowego seta.  Zabrzmiały ?Muscoviet Musquito? i ?Back Door?.

Zespół zszedł ze sceny w oparach duchoty, emocji i szczęścia na twarzach. Nie zniknęli.  Szybko wrócili do fanów lekko otarłszy pot ze skroni wprost w objęcia fanów, którzy  z naręczem płyt do podpisu, chęcią zrobienia zdjęć rzucili się na gwiazdy.

… a  kolektyw organizatorski: Darek & Czarek & Radek (który sprowadził COX do Alter Ego) siedząc w doskonałych humorach przy stoliku z płytami zapowiadał kolejne muzyczne perełki koncertowe z klasyki gatunku właśnie w Szczecinie.

Czy jestem zadowolona, że właśnie tam?

Cóż, dla wspomnień z najlepszych czasów młodości… i do Szczecina przyjadę z Poznania… i to  z całą pewnością !!! 

P.S. Niektórzy z ?wiernych? tęsknili za kultową postacią zespołu, którą niewątpliwie jest Mojca Zunga.  Ja pozostanę przy obecnym, męskim składzie, co absolutnie mi wystarcza! BYŁO PRZEBOSKO ! DZIEKUJEMY !

 

tekst i foto: justisza