Joe Satriani – Unstoppable Momentum

Joe-Satriani-Unstoppable-Momentum Nowy krążek Satrianiego jest bardzo promowany przez media, głównie internet i czasopisma muzyczne, a rzadko zdarza się, by starano się zainteresować słuchaczy albumem instrumentalnym. Dziwi mnie to, ponieważ mam wrażenie, że wirtuoza często pomija się w rankingach i nie stawia się wśród innych muzyków, takich jak Gilbert, Vai czy Petrucci. Różnicą wśród nich jest technika, którą Satriani nie pokazuje tak często jak wymienieni wcześniej przeze mnie gitarzyści. Następuje więc spór, gdzie kończy się granica, w której wykorzystuje się swe umiejętności przy komponowaniu utworów, by muzyka pozostała muzyką, a nie jednym wielkim popisem instrumentalisty. To kwestia gustu słuchacza, ale często drażnią mnie momenty na niektórych płytach (np. Dream Theater czy Vaia), gdzie przez zbyt długi czas słyszę multum dźwięków wydobytych przez palce gitarzysty, tak naprawdę wnoszący niewiele do całości. To tylko fragmenty, jednak myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby niekiedy wykorzystanie takich pomysłów na koncertach, które są sprawdzianem dla muzyków. Jednak muzyka gitarowa przeznaczona jest raczej dla instrumentalistów, rzadko spotyka się osobę słuchającą wirtuozów, niezaznajomioną z rzemiosłem?

Fanem Satrianiego jestem od kilku lat. Zawsze podobał mi się jego spokojny styl gry i legato połączone z tappingiem, przez co sam sięgnąłem po wiosło (niestety, jak dotąd wszystko idzie z dość marnym skutkiem?).  Wielbiciele wirtuoza odnajdą na krążku to, za co lubią kawałki Joe- mnóstwo melodii, w większości krótkie utwory, motywy gitarowe z użyciem flangera, wah czy tremolo, prostą sekcję. Gitarzysta stawia na chwytliwość kawałków, choć zdarza się usłyszeć solówki, które z pewnością wymagają olbrzymich umiejętności technicznych- vide tapping z Lies and truths, przypominający nieco ten z utworu Surfing with the alien. Album jest dość równy, z początku słucha się go świetnie, chociaż przy promującym płytę A doorintosummer mój palec często ląduje na przycisku next. Moim zdaniem Satriani wyraźnie wrócił do tego, co grał na swoim opus magnum Surfing with the alien. Większość utworów w pewien sposób jest podobna do najnowszego krążka, jednak mimo znajomości obu płyt ten fakt nie razi, a wręcz przeciwnie- zachęca do słuchania.

Po ostatniej, z resztą udanej Black swans?dostaliśmy kolejny dobry album. Pomijając dwa czy trzy utwory krążka słucha się świetnie, gdyż każdy kawałek różni się od siebie stylem, techniką, a niekiedy do sekcji przyłącza się fotepian. Dla każdego fana to pozycja obowiązkowa, pozostali raczej nie odnajdą na albumie nic interesującego.

Krystian Łuczyński