Hunter – Królestwo

 Po trzyletniej przerwie fani polskiego zespołu Hunter doczekali się kolejnego studyjnego albumu formacji ze Szczytna. Nie wiedzieli, czego dokładnie się spodziewać. Na Facebooku pojawiały się od czasu do czasu tajemnicze zajawki z miejsca nagrań. Warto wspomnieć, dość oryginalnego, bo chłopaki rejestrowali utwory na przykład w mazurskiej stodole. Jaka okazała się nowa płytka? Podróż w nieznane przede mną, lecz śmiało mogę powiedzieć, posługując się tekstem jednej z piosenek z owego albumu, że ?wyruszam po Królestwo!?.

 

Wesoły świergot ptaków niewinnie rozlega się w Intro i wydawać by się mogło, że chce zmylić słuchacza. W końcu album podzielony jest na dwie części: wojnę i pokój. Ta pierwsza otwiera album, dlatego Rzeźnia nr 6 to absolutne uderzenie, charakterystyczne dla zespołu. Głos wokalisty, Draka, wchodzi zaraz po rytmicznych gitarach i przenosi nas na pole bitwy. Na tym albumie, podobnie jak na pozostałych, nie uniknęliśmy zderzenia z grą słów, bez której utwory zespołu ze Szczytna nie byłyby pewnie tak lubiane. Jeśli już mowa o uderzeniach,  piosenka Dwie siekiery, jak nazwa wskazuje, chce zasiekać uszy słuchaczy rytmicznym bębnieniem perkusji, mocarnymi riffami i skoczną grą skrzypiec Jelonka gdzieś w tle.

Zaczyna się robić niebezpiecznie kiedy na scenę wchodzi Trumian Show. Niebezpieczna gitarowa melodyjka na początku ma nas omamić, uśpić naszą czujność, bo już za moment atakuje nas rozdzierający wokal Draka, któremu oczywiście wtóruje na skrzypcach Jelonek, a dość smętna melodia nadaje tylko grozy utworowi o już i tak przestraszającym tytule. Sztandar wybudza ze snu tych, którzy nie zlękli się poprzedniego utworu. Szybkie łupanie na perkusji, gitary, w których wirtuozerii szukać nie można, ale za to wydające z siebie absolutnie sycące riffy, no i oczywiście krzykliwy w niektórych momentach wokal przenoszą nasze uszy w samo oko cyklonu. Gdyby ktoś był spragniony uwypuklonego basu, to może go usłyszeć dosadnie w utworze Samael. Delikatna melodyjka wygrywana przez Saimona na samym wstępie jest tylko preludium do ataku gitar oraz krzepkiego wrzasku. Na tym kończy się zła i niedobra część płyty, bo, jak informuje nas książeczka dołączona do płyty, przenosimy się w czasy pokoju. Słychać to w utworach, a jakże.

Inni to kompozycja wyjątkowo delikatna jak na zespół Hunter. Swoją drogą, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno do nich pasuje, lecz warstwa tekstowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że utwór ten ładnie wpasowuje się w album, przerywa być może wadzącą niektórym monotonię. A i końcówka piosenki, nieco mocniejsza, pozwoliła mi ostatecznie zaaprobować ów twór. Kolejny w kolejce ustawił się jegomość Kostian. Również utrzymany w nieco delikatniejszych tonach, całkiem przyjemnie brzmiący, wiedzie nas przez album aż do utworu PSI. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj czysty, przewijający się przez większość kawałka, wokal, a wyśpiewywana treść skłania do refleksji. RnR zadaje nam szereg pytań przy akompaniamencie rytmicznej muzyczki i szybko wpada w ucho. Aż chciałoby się poskakać i pomachać łepetyną. Tym akcentem dobijamy do ostatniego utworu ? O wolności. Totalnie zaczarowanego, można by rzec. Subtelne pobrząkiwania gitar, potulna perkusja i warta wyszczególnienia irlandzka melodyjka pod sam koniec to tylko niektóre składniki, które sprawiają, że przenosimy się do magicznego Królestwa.

  

  Przetrwaliśmy nieokiełzaną wojnę wychodząc z niej zwycięsko, a później odpłynęliśmy do magicznych krain w czasie pokoju. Uważam, że było warto czekać na te cieszące ucho, wystrzeliwane w naszym kierunku melodie. Wszyscy, którzy znają zespół Hunter dobrze wiedzą, że muzycy czynią jakąś niezwykłą sztuczkę i za każdym razem słuchając tej kakofonii dźwięków oraz wgłębiając się w nietuzinkowe teksty, można odkryć coś zupełnie nowego i zaskakującego. Królestwo zostało zdobyte! 

 

Aneta Kotynia