Ensiferum – Unsung Heroes

Zabierając się do przesłuchania nowego albumu Ensiferum spodziewałam się dosłownie wszystkiego. Co prawda, wypuszczony przed premierą singiel wróżył dobrze, ale doskonale wiadomo, że niezbadane są zamierzenia wszelakich zespołów, a szczególnie takich, które w swoim dorobku mają niewiele albumów i często szukają nowych, niekoniecznie zawsze dobrych dróg. Z wielką nadzieją, że Finowie z Petrim Lindroosem na czele mnie nie rozczarują, zasiadłam do folkowej uczty.

 

W magiczny świat zostajemy wprowadzeni delikatnym, aczkolwiek klimatycznym utworem Symbols, po którym, bez zbędnych ceregieli, do naszych uszu dostaje się charakterystyczny dla fińskiego zespołu ?bum?.  In My Sword I Trust brzmi typowo dla zespołu. Dynamiczna perkusja okraszona gitarami strzelającymi riffami niczym z karabinu, a to wszystko przeplecione growlem Petriego i męskimi chórkami w refrenie. Tytułowy Unsung Heroes rozpoczyna się przyjazną melodyjką i wydawać by się mogło, że sielanka potrwa dalej. Nic bardziej mylnego.  Za chwilę znów jesteśmy zaatakowani warkotem wokalisty i już nastawiamy się na mocne brzmienia, aby momentalnie zostać skonfundowani wesołym śpiewem rodem z celtyckiej zabawy. Gitary w partiach solowych są niezwykle wymyślne, aczkolwiek doskonale komponują się z całością tego, jak i poprzednich utworów. Można odnieść wrażenie, że opowiadają one również historie, które wykrzykuje wokalista.

Muzycy z Ensiferum zwykli chyba rozpieszczać nas skocznymi melodyjkami, bo kolejny utwór, Burning Leaves, również z początku przyprawiony jest dźwięczną nutką. I znów atakuje nas mocniejszy wokal na zmianę z płynącymi bystro i płynnie niczym wino z antałka, przyśpiewkami. Czyżby Finowie chcieli nam zaserwować dawkę monotoniczności na tym albumie? Oczywiście, że nie. Celestial Bond zaskakuje. Zwalniamy tempo i jesteśmy poddani, uwaga, damskiemu wokalowi opowiadającemu smutne historie przy delikatnym, akustycznym akompaniamencie folkowej melodii. W podobnym, nieco dramatycznym i zarazem magicznym klimacie utrzymują się Star Queen (Celestial Bond part II) oraz Last Breath. Zrobiło się nieco rzewnie? Finowie nie dadzą nam długo trwać się w tym pozornym spokoju. Retribution Shall Be Mine uderza ze zdwojoną siłą, a proste z pozoru riffy potrafią w oka mgnieniu wprawić w headbangowy ruch nawet najbardziej zatwardziałą głowę.

Za rogiem czeka na nas kolejne zaskoczenie ? utwór Pohjola. Pomijam tutaj melodyjną łupankę na perkusji, klawiszowe wstawki w tle i nieskomplikowane, acz konkretne riffy. Utwór jest w języku fińskim co czyni go jeszcze bardziej atrakcyjnym. Siedemnastominutowy kolos Passion Proof Power zaczyna się tajemniczym intro – smętną gitarową melodyjką z odgłosami rodem z lasu w tle, a za chwilkę do naszych uszu dociera śpiewana na kilka głosów pieśń. Bardzo typowe dla Ensiferum, ale jednocześnie bardzo chwytliwe. W pewnym momencie wszystko przyspiesza, za chwilę pewnie rozlegnie się ?bum?, ale? nie! Damski wokal pojawia się znikąd, aby za moment ustąpić miejsca warczeniu wokalisty. Wydawać by się mogło, że siedemnaście minut to za długo, bo ile można słuchać skocznych melodyjek, ale te ciągłe zmiany, przejścia z mocnego grania w folkowe brzdąkania są tak dobrym pomysłem, że potencjalny słuchacz ani przez chwilę nie powinien czuć się znudzony. Jakby tego było mało, na koniec zostajemy uraczeni bonusowym utworem Bamboleo, który w wykonaniu Finów miażdży. Jest totalnie przesiąknięty klimatem charakterystycznym dla zespołu.

 

Tym razem się nie zawiodłam. Piąty album Ensiferum okazał się treściwym posiłkiem dla moich uszu. Co więcej, utrzymał się na poziomie poprzednich płyt zespołu i odbyło się bez zbędnego udziwniania. Album obowiązkowy do przesłuchania dla każdego fana folkowo-metalowych klimatów.

 

Aneta Kotynia