Eluveitie – Helvetios

Dla tych, którzy spragnieni są dźwięków folkowych, szwajcarska formacja Eluveitie przygotowała coś, co pewnie ich zadowoli. W czasie słuchania ich najnowszego albumu „Helvetios” można naprawdę ?odlecieć? do dawnych czasów, nie tylko za sprawą warstwy muzycznej. Gdyby ktoś chciał wgłębić się w strefę tekstową płytki, jest ona albumem koncepcyjnym i traktuje o starożytnej wojnie galicyjskiej, która opowiadana jest z perspektywy walczącego po jednej ze stron ludu Helwetów.

Toteż na samym początku Prologue wprowadza nas w klimat, a wstęp bez zbędnych ceregieli przechodzi w utwór Helvetios. Pierwsze, na co zwykły słuchacz zwróci uwagę, to dominowanie takich instrumentów jak lira korbowa, dudy czy skrzypce, nad gitarami, których riffy są proste jak konstrukcja młotka. Wokal jest, co to dużo mówić, dość potężny. Luxtos ? z początku chwytliwa melodyjka istnie przenosząca nas do starożytności, która za momencik zderza się z metalową ścianą dźwięków. Pełen pasji głos wokalisty przedziera się przez te potężne mury, a utwór zyskuje na atrakcyjności przez przeplatanie z chórkami i gdzieniegdzie wtrącenie damskiego śpiewu.

Home i Santonian Shores to charakterystyczne dla Eluveitie przeplatanie banalnych riffów oraz perkusyjnych uderzeń z multum folkowych piszczałek. W Scorched Earth coś się zmienia i mamy do czynienia z celtyckim śpiewem, który do głębi porusza i zagłębia słuchacza w klimat albumu, a ponadto daje wyraz zróżnicowaniu kompozycji całego albumu, co według mnie jest zabiegiem zbawiennym dla tego tworu Szwajcarów. Meet The Enemy oraz Neverland ponownie ściągają nas w głąb metalowo-folkowych brzmień, gdzie entuzjazm bijący z obydwu kompozycji oraz agresywny growl wręcz zdolne są do rozerwania nas na strzępy. Przed zgubą ratuje nas A Rose For Epona. Muszę przyznać, że przy pierwszym przesłuchaniu albumu właśnie ten utwór ugrzązł najsilniej w moich uszach. Nie wiem, czy to ze względu na damski wokal Anny Murphy, która spisała się na medal w tym kawałku, czy przez pryzmat tekstu, który do cna mnie poruszył, a może utknęłam przy tej melodii właśnie przez jej delikatność i taką ?inność?. A Rose For Epona na pewno ma w sobie coś, co sprawia, że nie można przejść obok niej obojętnie.

Nic, co dobre, nie trwa długo toteż za chwilkę wracamy do lekkiej, mogłoby się wydawać, monotonii. Havoc oraz The Uprising to znów typowe kompozycje i gdyby nie przerywające je Hope z przaśną, folkową melodyjką, to niektórych mogłoby uderzyć małe zróżnicowanie stylu większości utworów. The Siege rzuca w naszą stronę pocisk naprawdę dobrego, mocnego i ciężarnego wokalu, chyba gwoli przywrócenia nas do życia. Już za chwilę czeka na nas kolejna niespodzianka ? Alesia. Utwór absolutnie magiczny i wywołujący ciary na całym ciele. Muszę przyznać, że połączenie delikatnego, damskiego wokalu z wzbudzającym przestrach, masywnym growlem jest genialnym pomysłem, akurat w tej kompozycji. Troszkę więcej tutaj gitar, które jednak wirtuozerią nie zachwycają. Ot, zwykłe zbudowanie metalowej ściany do skonfrontowania z folkowymi melodyjkami. Alesia zupełnie niezauważalnie przechodzi w krótkie Tullianum, która to wstawka stanowi swoiste zakończenie poprzedniego utworu.

Uxellodunon, przedostatni utwór, bardzo trafnie wpasowuje się w punkt kulminacyjny albumu. Ponadto tekst i sposób jego ekspresji zastosowany przez wokalistę oddaje w całości zamysł koncepcji całego Helvetios. Płytka, jak można było przewidzieć, kończy się na Epilogue, a jakby opowieści było nam jeszcze mało, to ci, którzy wytrwali, są uraczeni celtycką melodyjką.

Ażeby formalności stało się zadość, przedstawię niewielkie podsumowanie tegorocznego tworu Eluveitie. Album z całą pewnością jest dobry. Nie mam nic do zarzucenia folkowym melodiom, ponieważ Szwajcarzy wiedzą, co robią i gdzie mają wstawić piszczałkowe pieśni by dobrze to brzmiało i nie kłóciło się z imponującym, nieco bestialskim wokalem, a zarazem wpadało na fasadę metalowych dźwięków i nie narobiło przy tym makabrycznych zniszczeń dla naszych uszu.

 

Aneta Kotynia