Paradise Lost – One Second (1997)

Co to za zespół ten PARADISE LOST, o którym słyszałem, że dawno już przestał grać porządną muzykę? Kupiłem album „One Second” w ciemno. Słyszałem wcześniej tylko dwa utwory tego zespołu z nowszych płyt. Nie byłem zachwycony, ale mi się podobały. Dziś wiem, że to był najlepszy zakup, jakiego wtedy mogłem dokonać.

      Całkowity szok mnie ogarnął po pierwszych dźwiękach z tej płyty. „One Second” to kawałek zawsze robiący znakomite wrażenie po jego wysłuchaniu. Monotonny, śliczny rytm i piękny tekst o utraconej wierze. Powstał do niego teledysk i zrobiono z niego drugi singiel.

      „Say Just Words” został wydany na dwóch innych singlach, także nakręcono do niego „klipa”. Sama muzyka była dla mnie szokiem. Mocno wyeksponowane klawisze, bardzo chwytliwy wokal i automat perkusyjny. A to dopiero początek tej wyjątkowej płyty.

       Mógłbym pisać o każdym utworze oddzielnie, ale to nie ma sensu, bo każdy z nich jest podobny. Więcej tu kawałków spokojnych stu procentowo klimatycznych, jednocześnie bardzo chwytliwych i zaraźliwie przebojowych. Nick Holmes to geniusz wokalny, Greg Mackintosh uspokoił tu gitarę i nie usłyszymy porywających solówek, ale to nie jest w żaden sposób strata. Aaron Aedy lubuje się w ostrym graniu na gitarze i ciężkość tego instrumentu słychać bardzo wyraźnie. Stephen Edmondson przycichł ze swoim basem, jednak nie on stanowi tu o potędze albumu, tak jak i perkusista – Lee Morris. To dzięki temu albumowi poznałem przecudowną muzykę tego zespołu i wstyd, że nie znałem go wcześniej.

Michał Krzycki