Lacuna Coil – Comalies

Po tak znakomitym albumie jakim jest „Unleashed Memories” – poprzednim wydawnictwie włoskiej grupy LACUNA COIL – oczekiwałem czegoś o lepszym brzmieniu, jednak gorszej zawartości. Nie robiłem sobie żadnych złudzeń, bo wiele zespołów żeruje na swoim dawnym sukcesie i nagrywa gorsze płyty – tylko lepiej wyprodukowane. Co stało się kiedy ze słuchawek runęły na mnie potężne dźwięki rozpoczynającego album utworu „Swamped”… Cios! Tak można nazwać pierwszy kawałek z płyty. Potężny cios w uszy i w moje zwątpienia dotyczące rozwoju LACUNA COIL. Jeden z najcięższych kawałków tego zespołu, pełen energii i co najważniejsze przebogaty w melodię. No tak… Zdawałoby się, że po takim utworze może być tylko słabiej. Przebojowy „Heaven’s A Lie” jest chyba jeszcze lepszy! Wpada w ucho już za pierwszym razem i jego długo powtarzający się refren na długo pozostaje w pamięci. Do tego utworu powstał nawet średni wideoklip, ale piosenka jest naprawdę wspaniała.

    Jeszcze tylko małe spostrzeżenie… Na płycie namieszał znowu najlepszy fachowiec od takich gotyckich klimatów – Waldemar Sorychta. Nie wyobrażam sobie lepiej nagranej płyty, zresztą tym samym charakteryzują się wszystkie albumy wyprodukowane przez tego człowieka. Na płycie jest aż 13 kawałków i niesprawiedliwym byłoby wyróżniać jakieś poszczególne. Z początku zdecydowanie najbardziej podobały mi się dwa pierwsze, jednak potem już stwierdziłem, że najgenialniejsze są te na końcu. Tylko krowa nie zmienia poglądów! Za każdym razem słuchając tej płyty podoba mi się coś nowego. Tą płytą LACUNA COIL dołączyła do grona najważniejszych zespołów na tej scenie, nie jest już tylko ciekawostką rodem z Włoch, ale w pełni dojrzałą grupą profesjonalnych muzyków. Osobiście jestem zachwycony tym, że w końcu wokaliści udzielają się w podobnych ilościach, uzupełniając swoje wokale w rozmaity sposób.

    Nie jest to płyta oryginalna, nie ma tutaj nowatorskich pomysłów. Jeden utwór jest nawet całkowitą kopią pewnego kawałka grupy PARADISE LOST z płyty „Symbol Of Life”. Nie o to chodzi, przecież nie ma sensu wymyślać co kolejną płytę bardziej nowatorską. „Comalies” to po prostu prawie godzina cudownej muzyki, ładnych piosenek z metalowym „pazurem”, czyli wszystko to, czego pragną uszy i umysł każdego fana komercyjnych gotyckich brzmień.

Michał Krzycki