Coma – Czerwony

comaMuszę przyznać, że nigdy nie byłem fanem tego zespołu. Muzycznie mnie nie intrygowali,
a w lirykach raziło grafomaństwo, udające, że niby ?w trawie piszczy więcej, niż się wydaje?.
Zawsze też byłem przekonany, że to świadoma konwencja, kreowana przez Piotra Roguckiego,
wykształconego przecież aktora. Jak widać strategia to skuteczna: dziś zespół jest w czołówce
krajowego rocka i narzekania malkontentów, takich jak niżej podpisany, tego nie zmienią.

Czwarty długogrający album Comy, bez osobnego tytułu, za to z charakterystyczną czerwoną
okładką, ukazał się na jesieni 2011 roku. Obecnie zespół jest w przeddzień premiery
anglojęzycznej wersji albumu, której tytuł zabrzmi ?Don?t Set Your Dogs On Me? (wydawcą będzie zasłużona dla tradycyjnego rocka firma earMusic/Edel) . Dobry to moment na przyjrzenie się ostatniemu ydawnictwu zespołu z perspektywy czasu.

Krwistoczerwony album jest dla mnie przełomą propozycją zespołu. O ile w opinii dużej części
fanów, szczytowym osiągnięciem Comy był poprzedni, dwupłytowy album ?Hipertrofia?, to ja
zespół ?kupiłem? dopiero po czwartej płycie. Być dlatego, że ograniczone zostały elementy
charakterystyczne dla wczesnych dokonań, które były dla mnie nie do strawienia. Tak, już
singlowy ?Na pół? sugerował więcej luzu zarówno w muzyce jak i tekstach. I rzeczywiście,
album sprawia wrażenie nagranego z mniejszym ciśnieniem, bez potrzeby udawadniania
czegokolwiek. Nie ma też wiele tego nieznośnego patosu. Nadal jest to mocna muzyka
rockowa, w której bez trudu usłyszeć można inspirację Peral Jam i w ogóle całą sceną
grunge (także w wersji post), ale jest w tym zdecydowanie więcej przestrzeni i… radości.
Przynajmniej w części kawałków. Niektóre riffy po prostu fajnie bujają: ?Białe krowy?, ?Angela?;
część kompozycji przypomina strukturą bardziej rozbudowane kawałki z poprzednich płyt, jak
narastający ?W chorym sadzie?: balladowy początek, potem już czady. Do najlepszych numerów
należą też ?0Rh+? i przejmujące ?Los cebula i krokodyle łzy?. Uwagę zwraca bardzo dobre,
ciepłe brzmienie (produkował Tomasz Zalewski).

Teksty nadal ?poetyckie?, ale pojawia się więcej odwołań do codzienności, także politycznej:
krytyka działań władz miasta Łódź w ?Deszczowej piosence?, czy z przymróżeniem oka
potraktowana opowieść o seksualnej inicjacji w ?La mala education?. Właśnie ta lekkość tekstów
i bardziej znośny klimat, w porównaniu z poprzednimi nagraniami, jest czymś, co przykuło mnie
do płyty na długie godziny. Ile razy zdarza się Wam obecnie słuchać jednej płyty kilka razy pod
rząd, jeden za drugim? No właśnie…

Ponad rok od premiery, ?Czerwony album? broni się zaskakująco dobrze. Kawał rodzimego
rockowego grania na światowym poziomie, nawet jeśli muzyczne nawiązania, zwłaszcza
do Ameryki, są czasem nad wyraz oczywiste. Ciekaw jestem jak w kontakcie z zagraniczną
publicznością zespoł sobie poradzi. W każdym razie, dołączam, jeśli nie do fanatycznych
kibiców, to do grona cichych sympatyków.

Igor Waniurski